|
Grzegorz Kotowicz
Zawsze lubi³em wodê, mieszka³em o kilometr od „kanoku” jak po
¶l±sku nazywali¶my ka³u¿ê, szumnie zwan± jeziorem, maj±c± dwa
kilometry po obwodzie. Nad tym sztucznie utworzonym przez kopalnie
zbiorniku codziennie ¶miga³y kajaki i kanadyjki. Jak wielu moich
rówie¶ników z Czechowic by³em pod urokiem wielu mistrzów wios³owania
takich jak: Marek Dopiera³a, Marek Wis³a, Renata Ole¶ czy Sylwia
Stanny. Ona zreszt± by³a przez czas jaki¶ moim trenerem. Do¶æ
krótko, bo trafi³em pod opiekê Stanis³awa £ukasika, który uczyni³ ze
mnie kajakarza. By³ przede wszystkim cierpliwy, bo na pocz±tku
g³ównie przegrywa³em, pora¿ka goni³a pora¿kê. Inna sprawa, ¿e one
wp³ywa³y korzystnie na mnie, dra¿ni³y moja ambicjê. Ja od dziecka
by³em zdecydowany odnie¶æ sukces, stale poprawiaæ siê. Du¿o czasu i
wysi³ku po¶wiêca³em na to, by te sukcesy wreszcie przysz³y. Dzi¶,
gdy jestem trenerem, wpajam takie przekonania moim podopiecznym.
Szukam zreszt± takich ukierunkowanych na sukces, takich, którzy
je¶li nawet przegrywaj±, chc± walczyæ, gdy tylko nadarzy siê okazja
do kolejnego zmierzenia si³ - mówi Grzegorz.
Jego ¶wietna reprezentacyjna kariera zwi±zana jest z osob± Micha³a
Brzuchalskiego. Kotowicz trafi³ do kadry, gdy Brzuchalski zosta³ jej
trenerem a zakoñczy³ karierê, gdy po igrzyskach w Sydney trener
odszed³ ze stanowiska.
- Gdy by³em zawodnikiem, miewa³em do trenera ¿al za ciê¿ka rêkê, za
ostre traktowanie mnie. Dzi¶ z perspektywy czasu mogê byæ tylko
wdziêczny za to, ¿e ukszta³towa³ mnie jako zawodnika, ¿e w gruncie
rzeczy chcieli¶my zawsze tego samego, ¿e potrafi³ wspó³pracowaæ w
osi±ganiu celu, choæ irytowa³o mnie ¿e jego zdanie musia³o byæ na
wierzchu.
W ekipie olimpijskiej Kotowicz zadebiutowa³ w 1992 roku, by³ wtedy
najm³odszym w naszej dru¿ynie narodowej, m³odszym o trzy lata od
nastêpnego najm³odszego. 19-latek z „Górnika” Czechowice znalaz³ siê
ekipie wybieraj±cej siê do Barcelony na piêæ minut przed wyjazdem.
- Historia naszej osady wygl±da³a tak. Darek Bia³kowski wypad³ ze
sk³adu czwórki, ja w³a¶ciwie by³em bez przydzia³u, w jedynce i w
czwórce oczywi¶cie nie by³o dla mnie miejsca. Pierwsza dwójka kadry
wydawa³a siê poza zasiêgiem kogokolwiek, a jednak trener Brzuchalski
posadzi³ nas razem do ³ódki. Pierwsze próby by³y, mówi±c szczerze,
¿a³osne, bo ani razu nie przep³ynêli¶my dystansu bez podpórki. Czasy
osi±gali¶my s³abe, wiêc trochê byli¶my zrezygnowani. I nagle, przed
ostatnimi regatami eliminacyjnymi wyznaczonymi w Duisburgu, nasza
³ódka zaczê³a p³ywaæ szybko. Przypuszczam, ¿e pomog³y analizy,
dokonywane przez nas na mecie. Ju¿ wtedy przyj±³em ¶wiêcie potem
przestrzegan± zasadê, ¿e podczas wy¶cigu czy treningu nie dyskutuje
siê na sposobem wios³owania, lecz dopiero potem, na spokojnie. A
wracaj±c do wydarzeñ z tamtego okresu to na tym s³ynnym regatowym
torze spisali¶my siê doskonale. O trzy sekundy wygrali¶my z
Grzegorzem Kalet± i Andrzejem Gryczko, którzy tworzyli pierwsz±
osadê Polski, weszli¶my do fina³u, a oni odpadli w pó³finale. I
trener podj±³ decyzje o wys³aniu nas na igrzyska.
Na nawiedzanym burzami, niedu¿ym akwenie po³o¿onym poza Barcelon±,
polska osada sprawi³a ogromn± sensacjê. Najpierw piêknym stylu
awansowa³a do fina³u, a potem zdoby³a br±zowy medal! Fachowcy
przecierali oczy ze zdumiewania, pytali w jaki sposób tak szybko, w
wielkiej tajemnicy Polacy zdo³ali stworzyæ tak ¶wietn± dwójkê.
- Niech to nie zabrzmi jak przechwa³ka, ale po pó³fina³owym wy¶cigu
igrzysk by³em pewny, ¿e zdobêdziemy medal. Okaza³o siê bowiem, ¿e
zgrali¶my siê idealnie, ¿e w ka¿dym kolejnym wystêpie p³ynêlismy
lepiej technicznie. A si³ nam nie brakowa³o. Darek mia³ wyj±tkowa
cechê, któr± by³a umiejêtno¶æ w³o¿enia wszystkich si³ w wy¶cig, a¿
do ca³kowitego wyczerpania. I tak by³o w finale, szala³ od startu, a
koñcówka nale¿a³a ju¿ do mnie. Nigdy nie pok³ócili¶my siê, choæ
niekiedy denerwowa³ mnie. Otó¿ przed rozpoczêciem wy¶cigu Bia³kowski
niemal zawsze … ziewa³. Wygl±da³o to tak jakby lekcewa¿y³ zawody,
nie wyspa³ siê wcze¶niej. By³a to oczywi¶cie nerwowa reakcja, ale ja
d³ugo tego nie rozumia³em.
- Oba swoje olimpijskie medale ceniê równo. Powinny byæ cztery, bo
jeszcze jeden w Atlancie i jeszcze jeden w Sydney. Oba przegra³em z
bardzo ró¿nych powodów, nie tylko ze swojej winy. Za to muszê
powiedzieæ, ¿e wierzy³em w ten pierwszy, historyczny medal polskiej
czwórki, który wreszcie wywalczy³a w Sydney. Nikt na Polaków nie
stawia³, byli tacy, którzy mówili ¿e nawet z³amanego grosza daæ nie
warto, aby nas wytypowaæ na podium. Za polsk± czwórk±, jak
powszechnie wiadomo, ci±gnê³o siê pasmo klêsk, choæ kilka razy
typowana by³a nawet jako g³ówny faworyt regat. W Australii by³o
inaczej i ja w osadê wierzy³em. Mo¿e dlatego, ¿e zawsze stawia³em
cele wy¿sze ni¿ to mog³y zapowiadaæ moje mo¿liwo¶ci. Ponadto mówi³em
ch³opakom, ¿e ka¿dy start jest wyj±tkowy, ¿e to co by³o przedtem nie
ma ¿adnego znaczenia. I tak nasz wy¶cig potraktowali Marek
Witkowski, Adam Seroczyñski i Darek Bia³kowski. Ka¿dy z nich da³ z
siebie wszystko to mia³ najlepszego. Na mecie moja rado¶æ nie mia³a
granic. Nie tylko dlatego, ¿e skoñczy³a siê fatalna passa, ¿e mia³em
kolejny medal olimpijski. Widzia³em jak bardzo cieszyli siê Adam i
Marek, którzy nie mieli olimpijskiego medalu i chyba nikt, nawet
oni, nie wierzy³, ¿e bêd± go posiadali.
Grzegorz ma o czym opowiadaæ. O wy¶cigach w Darmouth w Kanadzie, w
których nale¿a³ do najwiêkszych gwiazd mistrzostw ¶wiata, o
niepowodzeniu w Atlancie. Ale najmocniej w jego pamiêci zapisa³o siê
wydarzenie, które mia³o miejsce 14 lutego, a wiêc w „Walentynki” w
Portugalii.
- Zawsze mia³em respekt dla wody, jak dla ka¿dego ¿ywio³u, ale
wówczas mnie przerazi³a. Jestem z wod± obyty, dobrze p³ywam, ale to
nic nie znaczy. Podkusi³o nas, by na kajakach wyp³yn±æ z uj¶cia
rzeki nad któr± mieli¶my w Portugalii zgrupowanie, na otwarty ocean.
Oddalili¶my siê mo¿e na 50 metrów, gdy nagle zaatakowa³y nas fale.
Zalewa³y kajaki, zaczê³y je wywracaæ. Walcz±c rozpaczliwie o
utrzymanie siê na wodzie, zauwa¿y³em ,¿e kajak „Bia³ego” znikn±³.
Rzucili¶my siê szukaæ go, ledwie go odratowali¶my. Trzy kajaki
zatonê³y, ich szcz±tki zbierali¶my potem na pla¿ach. Z brzegu nasze
rozpaczliwe zmagania obserwowa³y setki ludzi, fama o wydarzeniu
rozesz³a siê po Portugalii w ogromnym tempie. Zdzis³aw Szubski,
który wówczas by³ trenerem w tym kraju i mieszka³ o 500 kilometrów
od miejsca zdarzenia, dzwoni³ zaniepokojony ju¿ nastêpnego dnia.
¯ona zawsze mówi o Grzegorzu, ¿e jest pracoholikiem. Trzeba
przyznaæ, ¿e ma racje, gdy zaczyna siê analizowaæ jego obowi±zki.
Jest trenerem, cz³onkiem Komisji Zawodniczej ICF (razem z Hiszpank±,
Francuzem i Australijczykiem). Pe³ni obowi±zki przewodnicz±cego
Komisji Zawodniczej PKOl, jest cz³onkiem zarz±du PKOl i PZKaj. We
wszystkich tych gremiach nikt nie mo¿e powiedzieæ, ¿e jest cz³onkiem
„malowanym”. Ostatnio nauczy³ siê ¿eglowania na desce.
- Ja w ogóle lubiê siê uczyæ - ocenia siebie Grzegorz. - A to
jêzyka, a to jakiej¶ dziedziny wiedzy lub sportu, która akurat teraz
nie jest mi potrzebna, ale kiedy¶ mo¿e siê przydaæ.
Osi±gn±³ wiêcej ni¿ móg³ siê spodziewaæ, gdy postawi³ pierwszy krok
na przystani kajakowej „Górnika” Czechowice. A mo¿e wcale nie
wiêcej, bo jak mawia o sobie, zawsze stawia³ cele tak wielkie, ¿e a¿
przekraczaj±ce jego mo¿liwo¶ci. Jak siê okaza³o, wcale nie
niemo¿liwe do osi±gniêcia. |